Obudziły
mnie promienie słońca wpadające przez okno. Znowu zapomniałam zasłonić zasłon
wieczorem. Ehh…
-Gówniara wstawaj! Śniadanie! – Moi kochający braciszkowie.
-Nie wyzywajcie Emily!- Mama jak zawsze w obronie. Czasem
się czuje jak Harry Potter. Tylko, że nie jestem adoptowana. I mnie rodzice
kochają, ale rodzeństwo, czyli moi dwaj starsi braciszkowie nie dają mi
spokoju. Jeden jest rok starszy, a drugi dwa lata. Mam jeszcze siostrę młodszą
o 3 lata. Jesteśmy dla siebie jak przyjaciółki. Prawie nigdy się nie kłócimy…
No dobra kłócimy się często, ale się i tak kochamy i mówimy sobie wszystko.
Postanowiłam wreszcie wyjść z łóżka i podreptałam do łazienki, albo raczej się
dowlekłam. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w krótkie żółte spodenki i
białą bluzkę z koronką. Uczesałam włosy w kucyka i zeszłam na dół. Wszyscy już
siedzieli przy stole i jedli.
-Słuchajcie,
póki jesteśmy tu wszyscy.
-Ale nie ma Jane. – wtrąciłam mamie.
-Później się jej powie.
-No to mów. – odparłam zrezygnowana, bo znając życie ja
będę tym nieszczęśliwcem, który jej o tym powie, a będzie to niezbyt miła
sprawa, bo mama za szybko chce to nam powiedzieć. Zawsze tak robi.
-No to, do konkretów. Pojutrze wyjeżdżamy do Littleton.
Albo wracamy, jak wolicie.
-Co?! – krzyknęłam ja i moi bracia. No byliśmy w szoku, bo
zostawić nagle to wszystko. Dom, przyjaciół, szkołę.
-I nie ma dyskusji! Decyzja podjęta. Wyjeżdżamy z Cheshire
(stan Connecticut) i się z tym pogódźcie. Pożegnajcie się ze znajomymi i
spakujcie się.
-Ale mamo!
-Nie ma dyskusji. – powiedziała i odeszła od stołu, a
tata zaraz po niej. Nie no, najlepiej tak uciekać od problemów, czy
jakiejkolwiek rozmowy.
-U mnie w pokoju za 5 minut. – powiedział Michael i pobiegł
do siebie. Spojrzałam się pytająco na Luke’a.
-Nie patrz tak na mnie. Ja nic nie wiem.
-Aha. Idziemy?
-Chodź. – Poszliśmy do pokoju Michael’a. Już sobie
przypomniałam dlaczego nigdy tu nie wchodzę. Na wysypisku śmieci jest czyściej
i ładniej pachnie.
-Ogarnąłem tu trochę zanim przyszliście. – odparł po
krótkiej ciszy Michael.
-Serio? – spytałam.
-Serio. No to Luke…
-Co?
-Chcesz wyjechać do Littleton?
-Nie. Kiedyś jak tam mieszkaliśmy, to miałem przyjaciół,
ale to przeszłość. Teraz mam tutaj znajomych, dziewczynę, no wszystko.
-Ja też nie mam zamiaru wyjeżdżać. A ty Emily? – Już miałam
mu odpowiedzieć, że nie, ale sobie coś przypomniałam. Całe moje dzieciństwo.
Moi najlepsi przyjaciele.
-Nie wiem…
-Jak to?! – krzyknęli oby dwaj, ale zaraz chyba się
skapnęli o co chodzi.
-Słuchaj Emily… Wiem, że w dzieciństwie jak tam jeszcze
mieszkaliśmy przyjaźniłaś się z tymi… No nie pamiętam jak się nazywali. Ale oni
niedawno słyszałem, że się wyprowadzili z Littleton do Los Angeles. I są sławni.
Myślisz, że będą chcieli się nadal przyjaźnić z taką zwykłą dziewczyną. I, że w
ogóle cię pamiętają?
-Miałam taką nadzieję…
-Nadzieja matką głupich. – I cała nadzieja prysła jak bańka
mydlana. Dzięki bracie za zrujnowanie jakichś tam znikomych marzeń. Naprawdę za
nimi tęsknię, bo oprócz nich, po przeprowadzce nie zaprzyjaźniłam się z nikim
tak bardzo, nie była to taka prawdziwa przyjaźń. Czemu ja to pamiętam?!
Przecież było to 5 lat temu do cholery! Teraz mam 18 lat! Nie no muszę się
ogarnąć. Oni na pewno znaleźli sobie przyjaciół i zapomnieli o mnie.
-No to… nie chcę wyjeżdżać.
-To musimy zrobić coś żeby nie jechać.
-Ale co?
-Powstrzymać rodziców. – moi bracia tak samo zawsze myślą i
to samo mówią, dlatego nienawidzę obydwóch.
-Jak?
-Nie wiem jeszcze, ale zaraz coś wymyślę.
-Albo wiecie co? Ja wam w tym nie pomagam. Owszem, będę
tęsknić, ale się z tym pogodzę. Wam też to radzę. Nara. – powiedziałam i
wyszłam z ich pokoju. Trzeba się wreszcie zacząć pakować, ale najpierw pójdę
powiadomić Jane o wyjeździe, bo pewnie nikt tego nie zrobi. Poszłam do jej
pokoju i weszłam bez pukania.
-Hej młoda.
-Hej stara. – odpowiedziała z wielkim bananem na
twarzy. Uuu…
-A co ty taka szczęśliwa? – spytałam sama się uśmiechając.
-A nic, tak sobie.
-I te rumieńce pewnie też przez nic, tak sobie, co nie?
-Co?! – pisnęła i podbiegła do lustra. Wróciła zażenowana
na łóżko.
-A teraz gadaj.
-Co?
-Kim jest ten gość? Ładny chociaż?
-A no wiesz… Co?! Co ja w ogóle gadam! Jaki chłopak! Nie
wyobrażaj sobie siostra za dużo!
-A przyznałaś się! Moja młodsza siostrzyczka ma chłopaka!
Moja młodsza siostrzyczka ma chłopaka! Jane ma chłopaka! Jane ma chłopaka! Jane
ma chłopaka! Jane ma chłopaka!
-Zamknij się! – wycedziła przez zęby.
-Haha, no okej.
-I to nie jest mój chłopak tylko…
-Kolega, który ci się podoba.
-Załóżmy. No to co chciałaś? – Ouu… Zapomniałam co miałam
jej właśnie powiedzieć i się zbytnio rozkręciłam. Jak ja mam jej to teraz
powiedzieć?!
-Eh… Bo wiesz…
-Po twojej minie wynika, że to niezbyt ciekawa wiadomość.
-A takie jeszcze jedno pytanie…
-No jakie?
-Masz tu dużo znajomych i przyjaciół i w ogóle?
-No tak. Weź przejdź do rzeczy, bo się zaczynam bać.
-Dzisiaj mama przy obiedzie poinformowała nas, że
wyprowadzamy się, czy tam wracamy do Littleton.
-Co?!
-No to…
-Ale jak wracamy?! Przecież mu tu mieszkaliśmy przez całe
życie!
-Nie. Jak miałaś 9, czy tam 10 lat przeprowadziliśmy się do
Cheshire. Ale też dziwne, że tego nie pamiętasz.
-No ja! Nie można tak! I ja mam to wszystko tak, od tak
zostawić?! Przez jakieś jebane zachcianki matki?! Nie ma mowy! Nie wyprowadzam
się stąd!
-Chłopaki też nie chcą.
-No właśnie! A ty chcesz?!
-No wiesz…
-Serio chcesz tego?! Serio?! Serio ty tego chcesz… Jak tak
w ogóle możesz?! Wiesz co? Przestań być samolubem i wybierz choć raz tą decyzję
jaką podjęliśmy my wszyscy, a nie na przekór, bo może ci to nie wyjść na dobre!
– Mam taką straszną ochotę jej odpyskować, lub przywalić w ten głupi łeb, ale
jak zwykle boję się komuś sprzeciwić. Jestem taką szarą myszką. Poszłam bez
słowa do swojego pokoju. Trzeba się zacząć pakować. Z jednej strony się cieszę,
ale z drugiej serio nie chcę stąd wyjeżdżać. Ehh… To skomplikowane… Poszłam do
swojego pokoju. Wyjęłam walizki i zaczęłam wkładać wszystkie moje ciuchy. Gdy
skończyłam pakować ciuchy, które mi zajęły ze trzy wielkie walizki, to zaczęłam
wyciągać rzeczy spod łóżka. Znalazłam 5 pudełek. W jednym były wszystkie albumy
ze zdjęciami. W drugim… papierki po słodyczach, które zawsze chowałam przed
mamą, żeby się nie domyśliła, że jadłam. W trzecim najróżniejsze zabawki. W
czwartym puszki. Haha, pamiętam jak zawsze z nim zbierałam puszki żeby potem
oddać na skup, że to jeszcze przetrwało. W piątym… w piątym jest pusto. A nie…
Leżał jeden dzienniczek. Mój pamiętnik! Myślałam, że zostawiłam go w Littleton.
Pamiętam jak płakałam, bo nie mogłam go nigdzie znaleźć. Już miałam go otworzyć
żeby poczytać lecz nagle…
-Emily! Kolacja! – Co?! Kolacja?! O tej godzi… Dobra trochę
mi czas zleciał. Zaczęłam się pakować o 13 chyba, a jest 20. No okej. Zeszłam
na dół i wszyscy tam siedzieli, jakby moje rodzeństwo umiało zabijać wzrokiem
już dawno bym zeszła.
-Emm… Mamo? – powiedziałam siadając przy stole.
-Tak kochanie?
-Kiedy my wyjeżdżamy?
-A co dzisiaj jest?
-Piątek.
-To czemu wy w szkole nie byliście?!
-Bo mamy wolne.
-Aha. Wyjeżdżamy w niedzielę o 9.
-Rano?
-Tak.
-Okej. – I reszta posiłku minęła w ciszy. Gdy skończyliśmy
jeść poszłam pozmywać naczynia, bo dzisiaj moja kolej. Poszłam do łazienki. Po
krótkim prysznicu poszłam do siebie i od razu zasnęłam.
Wstałam gdzieś o 10 i poszłam się ogarnąć. Założyłam czarną
bokserkę i spódniczkę:
Zrobiłam lekki makijaż i zeszłam na śniadanie. Nie było
połowy mebli. Wzięłam kanapkę z częściowo pustej kuchni i poszłam do siebie.
Nie mogę uwierzyć, że już jutro się wyprowadzamy. Dzisiaj cały dzień będzie
masakrycznie zalatany. Muszę wszystko popakować i co najważniejsze spotkać i
pożegnać się z przyjaciółmi. Cholera, nie chcę stąd wyjeżdżać. Wzięłam wszystko
i zaczęłam wrzucać do kartonów. Po jakichś 5 godzinach skończyłam. Była już
16:37. Podzwoniłam do znajomych i mamy się spotkać w kawiarni za pół godziny.
Muszę im w ogóle powiedzieć najpierw, że wyjeżdżam. Wyszłam szybko z domu i
wsiadłam do taksówki podając kierowcy adres. Wszyscy już byli. Wszyscy czyli:
Mike, Lucy, Emma, Drake, Ashley i Igor. Ten ostatni jest Polakiem i przez 4 lata znajomości i tak nie umiem powiedzieć tego ‘r’. Przywitałam się ze
wszystkimi i poszliśmy do jakiegoś stolika w kącie.
-Emily? – spytał Drake.
-Tak?
-Składasz zamówienie?
- Yyy… tak jasne. Poproszę mrożoną cafe moche. – Nawet nie
zauważyłam jak ta kelnerka przyszła.
-Dobrze. Coś jeszcze?
-Nie dziękujemy. – odpowiedziałam.
-Emily, dlaczego jesteś taka smutna? – Spytała Lucy, a
wszyscy nagle zaczęli się na mnie gapić.
-Bo… - I się zawiesiłam. Wiedziałam, że ta wiadomość ich
zrani i to bardzo.
-Mów co ci leży. – dodała Emma.
-Bo ja się przeprowadzam do Littleton. – wyszeptałam lewie
słyszalnie i poczułam jak parę łez poleciało po moim policzku.
-Co?! – krzyknęli wszyscy.
-Ale jak to?!
-Kiedy?
-Czemu nam wcześniej nie powiedziałaś?!
-Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi!
-Nie gadałaś z rodzicami, żeby zmienili zdanie?!
-Dość! – krzyknęłam już całą zapłakana, oni chyba dopiero
teraz to zauważyli. I nie dziwię się, że się tak zachowują.
-Mi też nie jest łatwo. Gadałam z rodzicami i nie dali mi
dojść do słowa. Wyjeżdżamy jutro o 9:00 rano. A nie powiedziałam wam wcześnie,
bo sama się wczoraj dowiedziałam. – gdy skończyłam swój monolog. Dostałam sms-a
od mamy, że mam wracać do domu.
-Muszę już iść do domu.
-Odprowadzimy cię.
-Nie musicie.
-Nie, ale chcemy. – powiedział stanowczo Igor i wyszliśmy z
kawami na wynos. Specjalnie szliśmy na pieszo, do mnie do domu jedzie się
samochodem z 20 minut, więc mieliśmy dużo czasu by pogadać, pożegnać się. Przez
drogę gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Gdy doszliśmy była jakaś 20:15.
Zaczęliśmy się żegnać. Wszyscy mnie przytulali i płakali.
-Będziemy za tobą tęsknić…
-Ja za wami też, ale obiecajcie mi,
że nie stracimy kontaktu.
-Obiecujemy, a ty obiecaj, że
będziesz nas odwiedzać.
-Jasne jak tylko będzie to możliwe,
to jaka najczęściej. I wy mnie też. I nie zapomnijcie o mnie.
-Jak moglibyśmy? W źyciu.-Chodźcie mnie jeszcze
raz przytulcie. – gdy już się ostatni raz pożegnaliśmy poszłam do domu. Byłam
padnięta, choć nie wiem czy. Poszłam prosto do łazienki i po kąpieli, spać.
Mama mnie obudziła przed 7:00.
Zbiegłam szybko jeszcze w piżamach na śniadanie. Gdy skończyłam jeść pobiegłam
do łazienki się obrobić. Gdy wyszłam wzięłam tylko walizki i od razu
pojechaliśmy na lotnisko. Nikt się do mnie nie odzywał. No oprócz mamy, która się
pytała, czy na pewno wzięłam wszystko. Po 30 minutach drogi byliśmy na miejscu.
Czekaliśmy trochę na odprawę. Nim się obejrzałam siedzieliśmy już w samolocie.
Hejo! Cześć i czołem! Nie ma prologu. Nie mam do tego cierpliwości -.- Także od razu rozdział 1. Uprzedzam od razu, że wiek i lata w tym rozdziale mogły mi się pokićkać, bo tyle razy to zmieniałam, że mogłam coś pominąć. Także objaśnię jak to miało być: Emily ma 18 lat. Jane ma 15 lat. Do Chesire przeprowadzili się gdy Emily miała 13 lat. Co do tego pamiętnika, to zacznie go czytać w samolocie i next już będzie jako ten wpis w pamiętniku. W pamiętniku czas będzie 'startował' parę miesięcy przed przeprowadzką. Hmm... Co jeszcze? Aha! Wiem, że rozdział beznadziejny, ale nie wiedziałam jak go poprawić, bo pewna osoba nie skrytykowała go tylko powiedziała 'bardzo fajny' (tak, o tobie mowa Natalio :P). Choć ja tej osobie nie wierzę. Także jak za krótki, za mało opisów, za dużo błędów, czy coś, to pisać. Bo przynajmniej będę wiedziała co zmienić i się nie obrażę, ani nic z góry mówię. A i na drugim blogu nie wiem kiedy będzie rozdział, bo za grosz nie mam weny i nic wykombinować nie mogę. I postaram się od teraz komentować blogi, bo ostatnio nic nie komentowałam :/
Bardzo bym prosiła o komentarze :* :D
Pozdrawiam cieplutko <5
~Suza