piątek, 25 września 2015

Rozdział III

Zeszłam powoli na dół. Nadal do mnie za bardzo nie docierało, że to był tylko sen no, ale co zrobić? Gdy już byłam w jadalni poczułam zapach naleśników. Jak ja kocham naleśniki!
-Naleśniki? – zapytałam, choć dobrze wiedziałam, że tak
-Tak. Głodna?
-Nawet nie wiesz jak.
-Idziesz dzisiaj z Rockym do szkoły?
-Tak.
-To musisz się pospieszyć, bo on zawsze przychodzi o 7:30, a jest 7:20.
-Dopiero mi teraz o tym mówisz?! – wrzasnęłam, wystraszona tym, że nie zdążę. Pobiegłam szybko na górę i założyłam ten strój:

Weszłam do łazienki. Umyłam zęby, rozczesałam włosy i nałożyłam błyszczyk i tusz do rzęs. Niby się nie maluję, ale czasami mi się zdarzy. Wzięłam wcześniej już spakowany plecak i zbiegłam na dół. Rocky już był.
-Hejka młoda.
-Hejeczka staruchu. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się zwycięsko, bo go zatkało. Podbiegłam do stołu i wzięłam naleśnika. Pożegnałam się z rodzinką i wyszłam z Rocky'm.
- Daj gryza. - powiedział jak już wyszliśmy na ulicę.
-Chciałbyś. - odparłam i wytknęłam mu język.
-Podziel się posiłkiem. Plosie. - Znów poprosił i zrobił swoje szczenięce oczy, a on wie że przy nich mięknę. Przez chwilę walczyłam ze sobą żeby się tak łatwo nie poddawać...
-Masz. - Ale pękłam... Ugh...
-Też cię kocham. - odparł i próbował mi dać buziaka w policzek, ale ja poszłam szybko do przodu udając wielce obrażoną.
-No Emi!!! Nie fochaj się...
-Nara cwelu. - odparłam i pobiegłam szybciej do szkoły, on już mnie nie gonił. Gdy poszłam pod klasę znowu dziewczyny zaczęły mnie obgadywać. Normalka. Chłopaki mnie nie obgadują, ale zdarzy im się mi podokuczać. Z nikim z mojej klasy się nie dogaduję. W sumie przyjaźnie się jedynie z Lynchami i ich znajomymi. Rocky'ego wsiąkło. Na szczęście gimnazjum jest połączone z podstawówką, jakby nie było bym się nie widywała z Rocky'm i Rydel. Zostałby mi Ross i Ryland.
Ross niestety nie chodzi ze mną do klasy.
-Emily! - Usłyszałam i zaraz po tym ktoś się na mnie rzucił...
-Rydel!
-Tak?
-Dusisz.
-Sorka... Muszę z tobą koniecznie pogadać!
-To chodź na dwór.
-Oki. - Wyszłyśmy na boisko i usiadłyśmy na ławeczce.
-To opowiadaj co się stało.
-Co zrobiłaś mojemu braciszkowi?
-Któremu? - Bo jakby nie patrzeć... Rydel ma ich 4.
-No Rocky'emu! Jak szliśmy do szkoły to zauważyliśmy Rocky'ego... bez ciebie.
-A bo... haha. Po drodze żulił ode mnie naleśnika i jak mu dałam gryza to całego pożarł. I pobiegłam do szkoły bez niego.
-A no to spoko.
-Ej Rydel?
-Tak?
-Nie mówiłaś nikomu o tym co ci mówiłam...?
-Nie no co ty.
-A któremuś ze swoich braci, a nie daj Boże Rocky'emu lub jeszcze gorzej... Rik'owi?
- Ymm... może Ryland'owi...
-Delly!
-No co? Przepraszam...
-Eh..
-A tak właściwie to czemu nie powiedziałaś tego Rocky'emu?
-Tak szczerze to sama nie wiem...
-Według mnie powinnaś mu powiedzieć.
-Jak się odważę to mu powiem.
-No spoko, rozumiem cię.
-Okej ja już lecę Delly bo zaraz dzwonek.
-No pa. Widzimy się później?
-No jasne. - Uśmiechnęłam się do blondynki i poszłam do szkoły. Lekcje minęły szybko, a na przerwach przychodziła do mnie Delly z koleżankami i gadałyśmy o wszystkim  i o niczym. Na ostatniej przerwie gdy przechodziłam korytarzem pod klasę gdzie miałam mieć historię wpadłam na jakiegoś chłopaka z gimnazjum.
-Jak ty mała śmiesz na mnie wpadać?!
-Mała to jest twoja pała, a ja jestem niska ćwoku.
- O! A może ktoś by ci przymknął w końcu ten twój rozszczekany ryjek?! - krzyknął i mnie popchnął z całej siły. Nagle poczułam jak ktoś mnie łapie, a zaraz zobaczyłam jak koledzy Rocky'ego - Dylan, Gavin i Brooke zaczynają się wyzywać z tym kolesiem, a po chwil dochodzi do rękoczynów. Ja patrzę na mojego 'wybawcę'...
-Rocky? - On nic nie odpowiedział, ale mnie pocałował... Szok w tym momencie był nie do opisania...

Hejka, cześć i czołem (kluski z rosołem :'D)!!! Wróciłam!!! Wiem rozdział krótki... Ale mogło go nie być wcale :D A!!!!!!!! I jeszcze ważna baaardzo informacja!!!! Wiem, że Emily miała być w wieku Rocky'ego... Ale będzie rok młodsza czyli w wieku Rossa... a stąd ta zmiana, bo po przemyśleniu paru spraw wpadłam na to że to duuużo namiesza. Ale mnie tu dawno nie było... Musiałam czytać rozdziały bo zapomniałam o co teges było xd A teraz kilka spraw... no więc tak:
1. Napisałam rozdział, bo siedzę w domu chora :/
2. Bym jeszcze dłuuugo pewnie nic nie dodawała ponieważ... no nie mam weny.
3. Naprawdę was TAK SZCZERZE PRZEPRASZAM ZA TAK DŁUGĄ NIEOBECNOŚĆ.
4. Postaram się dodawać rozdziały raz w tygodniu, albo częściej jak się wyrobię.
5. Pisząc ten rozdział złapałam doła... i chce mi się teraz ryczeć.
6. Rozdział pisałam na spontanie, kompletnie nie miałam na niego pomysłu... pisałam to co mi aktualnie do głowy przyszło. Więc jak będą błędy to proszę piszcie w komach bo nie sprawdzałam tego rozdziału... nie mam humoru na to... Boże jak to brzmi.
7. Nie będzie mnie na koncercie R5! :''''((((
8. Jak sobie uświadamiam że za 5 dni R5 będzie w Polsce, a ja ich nie zobaczę... Mam nadzieję, że za rok będą... jak nie to się wezmę i załamię.
9. Co myślicie o rozdziale?!
10. Według mnie rozdział jest cholernie nudny.
11. 1 gima... Masakra... w następnym tygodniu mam 5 testów i 7 kartkówek... i pewnie parę nauczycieli jeszcze będzie pytać.
12. Jak tam w szkole? Cieszycie się że do niej poszliście? Bo ja bardzo :D Mam wieluuu nowych znajomych i wgl... super jest :D
13. To chyba wszystko... jak ktoś doczytał do końca to gratulacje dla niego :* :D

A tu taki śliczny Rockuś:


Kocham go w tej starszej wersji <3 <3 <3 <3 <3
PROSZĘ KOMENTUJCIE! :( :D

Pozdrawiam cieplutko <3
~Suza L

piątek, 7 sierpnia 2015

Ekhem, ekhem...

Piszę tę notkę po to aby wytłumaczyć dlaczego nie ma tak długo rozdziału.
Więc jak pewnie zauważyliście przestałam komentować i dodawać rozdziały. Już wam tłumaczę dlaczego J.
Powody:
1. Nie mam czasu.
2. Mam wybitego palca, więc ledwo piszę tę notkę. (obwiniajcie mojego kolegę od którego dostałam piłką, no i mam też rozciętą przez niego nogę -.-)
3. Strasznie dużo się wydarzyło przez ostatnie 2 tygodnie.
4. Zaczynam myśleć o szkole, czyli zeszyty itp.
5. Popadam powoli w depresje… Po prostu przeraża mnie myśl, że idę do gimnazjum i nie znam nikogo, choć  do mnie też nie za bardzo to dociera. I z koleżankami strasznie to przeżywamy.
6. Codziennie wychodzę z domu o 9 i wracam po 21.
7. I…. nie mam więcej argumentów.

Także przepraszam, ale obiecuję, że jak tylko znajdę czas to coś napiszę i zacznę komentować.
Pozdrawiam cieplutko ❤❤❤

piątek, 10 lipca 2015

Rozdział II

 Polecany blog: http://rydellington-story.blogspot.com/ by Kaśka Zwana Gryzoniem i Dark Destiny       


                                                            *5 czerwca 2007r.*

-Emily! – usłyszałam wołanie matki której nienawidzę.
-Czego?!
-Ktoś do ciebie! Nie ładnie się tak odzywać do mamy! – Spierdalaj. Ktoś przyszedł i udaje kochaną mamusie.
-Kto?!
-Jak zejdziesz to zobaczysz!
-Bożeee… - mruknęłam już bardziej do siebie. Zwlokłam się z łóżka i zeszłam na dół. W drzwiach stał…
-Rocky?! – No super, a ja przed nim w samych majtkach i prześwitującej bluzce paraduję.
-Hejjj…
-Zaczekaj! – krzyknęłam już cała czerwona i pobiegłam na górę. Ja pierniczę, zrobiłam z siebie przed nim idiotkę. No nie… Założyłam na siebie szybko różowe krótkie spodenki i i zwykłą czarną bluzkę na ramiączka, oraz czarne conversy i związałam włosy w kucyka. Zbiegłam na dół i zobaczyłam wyraźnie rozbawionego tą sytuacją Rocky’ego
-No hej.
-No hej. – zaśmiał się.
-No nie śmiej się!
-No dobra już. To gotowa do szkoły?
-Jasne, Ale czekaj… Do jakiej szkoły?! Przecież sobota jest!
-Nieeee… Dzisiaj jest poniedziałek.
-Cholera…
-No chodź już. – pociągnął mnie za rękę do wyjścia.
-Nie chce mi się iść do szkoły. – powiedział jak oddaliliśmy się od mojego domu.
-Mi też nie.
-Zrywamy się?
-Okej… Tylko gdzie pójdziemy? Bo jak będziemy się szlajać po mieście, to ktoś nas w końcu zobaczy.
-Możemy iść do mnie. Ryland, Ross i Rydel poszli do szkoły, rodzice do pracy, a Rik jest chory, ale on nie powinien naskarżyć.
-Oki. – Przez całą drogę (czyt. Jakieś 3 domki dalej) gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Gdy doszliśmy do jego domu wpuścił mnie jak dżentelmen pierwszą przez drzwi. Weszliśmy do kuchni po coś do picia, a tam…
-Pani Stormie?!
-Mama?! – Rocky chyba był tak samo przerażony jak ja.
-O hej dzieci. Niech zgadnę wasza reakcja dlatego taka, że musicie być w szkole i myśleliście, że w domu nikogo nie ma.
-Yyy… tak. – powiedział Rocky ze spuszczoną głową.
-Dzisiaj wam nic nie zrobię, bo macie wolne dzisiaj w szkole.
-Mówiłam? Mówiłam?! Mówiłam?!?!?!
-Nie. Mówiłaś, że dzisiaj jest sobota.
-Oj na jeden kij wychodzi. – zaśmiałam się.
-Dobra Miśki ja idę do pracy. Jak będziecie głodni to poproście Rik’a żeby wam coś zrobił do jedzenia, dobra?
-Dobrze.
-To pa Rocky, pa Emily. – podeszła do nas i każdego po kolei przytuliła. Mi zaczęły napływać do oczu łzy. Dlaczego? Dlatego, że nie miałam nigdy takich rodziców. Mój ojciec zawsze pijany, matka nie lepsza. Niby skąd mam wszystkie siniaki? Przecież codziennie się nie potykam o krawężnik, czy inne bzdury, które wymyślę. Jak Stormie wyszła, pobiegłam szybko do łazienki, żeby Rocky nie widział jak płaczę. Zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam w kącie, łzy mi leciały strumieniami… Dlaczego ja nie mam takiej rodziny?! Dlaczego ja w ogóle płacze? Nigdy z tego powodu nie płakałam…
-Emily? – zapukał Rocky do łazienki, a ja się nie odzywałam.
-Emily otwórz! Co się stało?! Emily! Otwórz… proszę Emi. – i nagle drzwi się otworzyły, no tak zapasowe kluczyki. Od razu podszedł do mnie, usiadł obok i przytulił.
-Co jest?
-Nic… - wyszlochałam ledwo
-I płaczesz też bez powodu.
-T-t-tak.
-Emi… - i do łazienki wszedł Riker. Jakoś nie wyglądał na chorego.
-Emily? Co jest? – powiedział strasznie zachrypniętym głosem i usiadł po mojej drugiej stronie.
-Rocky co jej zrobiłeś?!
-Nic mi… mi… mi… nie… zrobił.
-To dlaczego płaczesz?
-Też się próbuję dowiedzieć.
-Rocky? – wychrypiałam.
-Tak?
-Mógłbyś zostawić nas samych?
-Ymm… Jasne. – odparł wyraźnie niezadowolony z tego faktu. Gdy wyszedł Rik od razu się odezwał.
-To o co chodzi Miśka?
-Bo… Jak dzisiaj zobaczyłam jak wasza mama was traktuje i w porównaniu z moimi rodzicami to…
-Wiem o co ci chodzi… - Riker i jego rodzice jako jedyni z Lynch’ów wiedzieli o moich problemach w domu. Znowu się rozpłakałam i Rik mnie przytulił. To był mój taki kochny starszy braciszek, choć miałam jeszcze dwóch, ale oni wyjechali i też nie mają pojęcia jacy są rodzice, bo kiedyś tacy nie byli.
-A… Powiedziałaś o tym Rocky’emu?
-Nie…
-Czemu? Przecież jesteście chyba najlepszymi przyjaciółmi, co nie?
-No… tak. Ale… Tak jakby boję się mu powiedzieć.
-Czemu?
-Bo uzna, że jestem z jakiejś patologicznej rodziny i zerwie ze mną kontakt, czy coś jeszcze gorszego. A jak się będzie ze mnie wyśmiewał, czy coś?
-Uwierz mi, że Rocky taki nie jest. Może się zachowuje jak jakiś klaun, czy coś, ale w niektórych sytuacjach jest naprawdę odpowiedzialny i poważny.
-Wiem, w końcu zna go od 12 lat.
-A słuchaj…
-Hm?
-Nie byłoby opcji, żeby się tobą i Jane zajęła jakaś ciocia, czy ktoś?
-Nie wiem. Chyba nie chcę mówić o tym rodzinie, bo od razu jaka sensacja by była.
-Ale twoja mama miała iść, że niby na odwyk, co nie?
-Taa… Była tydzień, potem wyszła na własne żądanie. Ej jak dzisiaj jest poniedziałek to ona poszła na odwyk wraz z ojcem. No i co ja ze sobą i Jane zrobię?!
-Jak chcesz to może zostaniecie u nas?
-Nie, no co ty. Nie będziemy wam i waszym rodzicom przez tydzień głowy zawracać.
-Mamie to nie będzie przeszkadzać, bo akurat w tym tygodniu siedzi prawie całe dnie w pracy, a tata wyjeżdża służbowo.
-Naprawdę?
-Jasne. Rocky, Ross i Ryland się ucieszą, Rydel też, bo przynajmniej nie będzie samą dziewczyną w domu, a ja… Mi to tam rybka. Hah.
-Czyli mnie nie lubisz? – spytałam z minką szczeniaczka.
-Jasne, że cię lubię. Dobra, chodź może do Rocky’ego, bo chłopak  się już zniecierpliwił, zazdrosny pewnie jest.
-Okej. – wyszliśmy z łazienki i Rocky’ego nie było.
-Gdzie on jest?
-Sprawdź u niego w pokoju.
-Oki – pobiegłam we wyżej wspomniane miejsce. Rocky siedzieł na parapecie.
-Hej.
-Co chciałaś?
-O co ci chodzi? Obraziłeś się?
-Nie wcale. Idź sobie do Rikera i z nim pogadaj.
-Oj Rocky… - podeszłam do niego i go przytuliłam.
-Co?
-Przecież ty jesteś moim najlepszym przyjacielem.
-Najwyraźniej nie, bo masz przede mną tajemnice.
-Rocky… Ja po prostu… - i wszedł Riker.
-Zluzuj slipy młody, bo ona ma przed tobą tajemnicę, fakt. Ale uwierz mi, że nie chcesz o niej wiedzieć… Emi chciała ci o niej powiedzieć, ale się tak jakby boi. Na poprawę humoru powiem ci, że Emi i Jane będą u nas przez tydzień mieszkać. I to, że jesteś jej najlepszym przyjacielem, wcale nie znaczy, że ma przed tobą nie mieć tajemnic, bo jak ja ci zacznę wypominać tajemnicę które masz przed nią to się nogami nakryjesz.
-Ja nie mam przed nią tajemnic.
-Naprawdę? A to, że chodzisz z Kaitlyn?
-Ja z nią nie chodzę.
-Nie? A kto z nią był z nią wczoraj na randce?
-Byłeś na randce z Kaitlyn?! Mówiłeś, że idziesz do lekarza!
-Bo pewnie byś mi tak to nie pozwoliła iść na tą randkę!
-A co ja twoja matka jestem!? Ja po prostu chciałam żebyś poszedł ze mną do mnie, bo moja mama coś od ciebie chciała!
-No i co?! Nie zabiła cię przecież za to! Nwet pewnie na ciebie nie nakrzyczała, bo twoja mama jest za miła!
-Ona?! Ona jest za miła?! Ty siebie słyszysz debilu?!
-A co ci niby zrobiła?!
-To! – krzyknęłam i odsłoniłam kawałek brzucha gdzie miałam wielkiego siniaka. Rocky był w szoku, było to widać po nim. Podszedł do mnie i podniósł mi bluzkę do góry. Cały brzuch i plecy miałam w siniakach.
-Boże… Przepraszam… Ja nie wiedziałem.
-A skąd miałeś wiedzieć? Wiesz co Rik? Ja i Jane chyba zostaniemy u cioci. Powiem jej o tym wszystkim i… Pewnie u niej zamieszkamy.
-Nie…
-Rik tak będzie lepiej.
-No… dobrze.
-Ja już idę. Na razie. – powiedziałam i przytuliłam Riker’a, po czym wyszłam z ich domu. Poszłam do domu i zobaczyłam Jane siedzącą na kanapie.
-Hej siostra. – usiadłam koło niej.
-Hej. Co tam? Byłaś u Rocky’ego?
-Tsaa… Pokłóciłam się z nim trochę. Widziałaś się dzisiaj z RyRy’em?
-Tak.
-I co?
-I nic.
-Aha. – i nagle do domu wpadła mama.
-Miałyście posprzątać! – Jane uciekła  piskiem. Matka zaczęła się do mnie zbliżać. I nagle uderzyła mnie w głowę, przewróciłam się i nie słyszałam już nic… Straciłam przytomność.


-Emily! Kotku! Wstawaj! – czyli… to był tylko sen. Nie pokłóciłam się z Rocky’m. To był sen.

Okejjj... Obiecałam rozdział wczoraj, ale się nie wyrobiła, bo musiałam piać wszystko od początku. A i od teraz przy każdym rozdziale będę wam podawała link do bloga o R5 które uwielbiam czytać :D I mnie to rozwala że są SAME dialogi. No dlaczego?! Mam nadzieję, że się kiedyś tego oduczę Także... Miał to nie by sen, ale stwierdziłam że nie chcę pisać o takiej tematyce, więc... Proszę o komentarze. Im więcej komentarzy tym będzie szybciej rodział ;D
~Pozdrawiam cieplutko <3
~Suza L

czwartek, 9 lipca 2015

WAŻNE! BARDZO!

Idę się powiesić... -.- No jak?! Kuźwa... Ten rozdział co przed chwil tu jeszcze był, to... przypadek? Tak, przypadek. Bo to było tak... O jakiejś 17? Trochę po mama powiedziała, że mam wyłączyć komputer, bo jedziemy na tenisa. Ja w pośpiechu chciałam zapisać ten przedsionek rozdziału i teraz się skapnęłam, że go opublikowałam... -.- Także.. Go usunęłam i nie miałam kopii... i muszę od nowa napisać... i będzie jeszcze dzisiaj! I dziękuję Kaśce Zwanej Gryzoniem za komentarz (którego wcześniej nie zauważyłam i został usunięty wraz z rozdziałem. I'm sorry :( ). Serio dodałam ci weny? :D
Pozdrawiam cieplutko <3
~Suza

poniedziałek, 6 lipca 2015

Kiedy rozdział?

No hejkaaa :D
Ta notka jest po to, aby wytłumaczyć dlaczego nie ma rozdziału :/
Zacznijmy od tego, że myślałam, że w wakacje będę miała mnóstwo czasu na pisanie rozdziałów, a to okazało się ogromnym błędem.
Rozdział miał być w tamtą niedzielę, bo wcześniej byłam u kuzynki i nie miałam za bardzo jak go napisać.
Po niedzieli jechałam w góry na taką zieloną szkołę i wróciłam w czwartek, potem od razu musiałam się na nowo spakować, bo jechałam nad morze w nocy. Z nad morza wracam w środę, więc rozdział dodam w czwartek, jak mnie koleżanki nigdzie nie wyciągną :/ No albo mnie mama z domu `wygoni` mówiąc, że jest za gorąco i za ładna pogoda żebym w domu siedziała.
Pozdrawiam cieplutko <3
-Suza L

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział I

Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno. Znowu zapomniałam zasłonić zasłon wieczorem. Ehh…
-Gówniara wstawaj! Śniadanie! – Moi kochający braciszkowie.
-Nie wyzywajcie Emily!- Mama jak zawsze w obronie. Czasem się czuje jak Harry Potter. Tylko, że nie jestem adoptowana. I mnie rodzice kochają, ale rodzeństwo, czyli moi dwaj starsi braciszkowie nie dają mi spokoju. Jeden jest rok starszy, a drugi dwa lata. Mam jeszcze siostrę młodszą o 3 lata. Jesteśmy dla siebie jak przyjaciółki. Prawie nigdy się nie kłócimy… No dobra kłócimy się często, ale się i tak kochamy i mówimy sobie wszystko. Postanowiłam wreszcie wyjść z łóżka i podreptałam do łazienki, albo raczej się dowlekłam. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w krótkie żółte spodenki i białą bluzkę z koronką. Uczesałam włosy w kucyka i zeszłam na dół. Wszyscy już siedzieli przy stole i jedli.
 -Słuchajcie, póki jesteśmy tu wszyscy.
-Ale nie ma Jane. – wtrąciłam mamie.
-Później się jej powie.
-No to mów. – odparłam zrezygnowana, bo znając życie ja będę tym nieszczęśliwcem, który jej o tym powie, a będzie to niezbyt miła sprawa, bo mama za szybko chce to nam powiedzieć. Zawsze tak robi.
-No to, do konkretów. Pojutrze wyjeżdżamy do Littleton. Albo wracamy, jak wolicie.
-Co?! – krzyknęłam ja i moi bracia. No byliśmy w szoku, bo zostawić nagle to wszystko. Dom, przyjaciół, szkołę.
-I nie ma dyskusji! Decyzja podjęta. Wyjeżdżamy z Cheshire (stan Connecticut) i się z tym pogódźcie. Pożegnajcie się ze znajomymi i spakujcie się.
-Ale mamo!
-Nie ma dyskusji. – powiedziała i odeszła od stołu, a tata zaraz po niej. Nie no, najlepiej tak uciekać od problemów, czy jakiejkolwiek rozmowy.
-U mnie w pokoju za 5 minut. – powiedział Michael i pobiegł do siebie. Spojrzałam się pytająco na Luke’a.
-Nie patrz tak na mnie. Ja nic nie wiem.
-Aha. Idziemy?
-Chodź. – Poszliśmy do pokoju Michael’a. Już sobie przypomniałam dlaczego nigdy tu nie wchodzę. Na wysypisku śmieci jest czyściej i ładniej pachnie.
-Ogarnąłem tu trochę zanim przyszliście. – odparł po krótkiej ciszy Michael.
-Serio? – spytałam.
-Serio.  No to Luke…
-Co?
-Chcesz wyjechać do Littleton?
-Nie. Kiedyś jak tam mieszkaliśmy, to miałem przyjaciół, ale to przeszłość. Teraz mam tutaj znajomych, dziewczynę, no wszystko.
-Ja też nie mam zamiaru wyjeżdżać. A ty Emily? – Już miałam mu odpowiedzieć, że nie, ale sobie coś przypomniałam. Całe moje dzieciństwo. Moi najlepsi przyjaciele.
-Nie wiem…
-Jak to?! – krzyknęli oby dwaj, ale zaraz chyba się skapnęli o co chodzi.
-Słuchaj Emily… Wiem, że w dzieciństwie jak tam jeszcze mieszkaliśmy przyjaźniłaś się z tymi… No nie pamiętam jak się nazywali. Ale oni niedawno słyszałem, że się wyprowadzili z Littleton do Los Angeles. I są sławni. Myślisz, że będą chcieli się nadal przyjaźnić z taką zwykłą dziewczyną. I, że w ogóle cię pamiętają?
-Miałam taką nadzieję…
-Nadzieja matką głupich. – I cała nadzieja prysła jak bańka mydlana. Dzięki bracie za zrujnowanie jakichś tam znikomych marzeń. Naprawdę za nimi tęsknię, bo oprócz nich, po przeprowadzce nie zaprzyjaźniłam się z nikim tak bardzo, nie była to taka prawdziwa przyjaźń. Czemu ja to pamiętam?! Przecież było to 5 lat temu do cholery! Teraz mam 18 lat! Nie no muszę się ogarnąć. Oni na pewno znaleźli sobie przyjaciół i zapomnieli o mnie.
-No to… nie chcę wyjeżdżać.
-To musimy zrobić coś żeby nie jechać.
-Ale co?
-Powstrzymać rodziców. – moi bracia tak samo zawsze myślą i to samo mówią, dlatego nienawidzę obydwóch.
-Jak?
-Nie wiem jeszcze, ale zaraz coś wymyślę.
-Albo wiecie co? Ja wam w tym nie pomagam. Owszem, będę tęsknić, ale się z tym pogodzę. Wam też to radzę. Nara. – powiedziałam i wyszłam z ich pokoju. Trzeba się wreszcie zacząć pakować, ale najpierw pójdę powiadomić Jane o wyjeździe, bo pewnie nikt tego nie zrobi. Poszłam do jej pokoju i weszłam bez pukania.
-Hej młoda.
-Hej stara.  – odpowiedziała z wielkim bananem na twarzy. Uuu…
-A co ty taka szczęśliwa? – spytałam sama się uśmiechając.
-A nic, tak sobie.
-I te rumieńce pewnie też przez nic, tak sobie, co nie?
-Co?! – pisnęła i podbiegła do lustra. Wróciła zażenowana na łóżko.
-A teraz gadaj.
-Co?
-Kim jest ten gość? Ładny chociaż?
-A no wiesz… Co?! Co ja w ogóle gadam! Jaki chłopak! Nie wyobrażaj sobie siostra za dużo!
-A przyznałaś się! Moja młodsza siostrzyczka ma chłopaka! Moja młodsza siostrzyczka ma chłopaka! Jane ma chłopaka! Jane ma chłopaka! Jane ma chłopaka! Jane ma chłopaka!
-Zamknij się! – wycedziła przez zęby.
-Haha, no okej.
-I to nie jest mój chłopak tylko…
-Kolega, który ci się podoba.
-Załóżmy. No to co chciałaś? – Ouu… Zapomniałam co miałam jej właśnie powiedzieć i się zbytnio rozkręciłam. Jak ja mam jej to teraz powiedzieć?!
-Eh… Bo wiesz…
-Po twojej minie wynika, że to niezbyt ciekawa wiadomość.
-A takie jeszcze jedno pytanie…
-No jakie?
-Masz tu dużo znajomych i przyjaciół i w ogóle?
-No tak. Weź przejdź do rzeczy, bo się zaczynam bać.
-Dzisiaj mama przy obiedzie poinformowała nas, że wyprowadzamy się, czy tam wracamy do Littleton.
-Co?!
-No to…
-Ale jak wracamy?! Przecież mu tu mieszkaliśmy przez całe życie!
-Nie. Jak miałaś 9, czy tam 10 lat przeprowadziliśmy się do Cheshire. Ale też dziwne, że tego nie pamiętasz.
-No ja! Nie można tak! I ja mam to wszystko tak, od tak zostawić?! Przez jakieś jebane zachcianki matki?! Nie ma mowy! Nie wyprowadzam się stąd!
-Chłopaki też nie chcą.
-No właśnie! A ty chcesz?!
-No wiesz…
-Serio chcesz tego?! Serio?! Serio ty tego chcesz… Jak tak w ogóle możesz?! Wiesz co? Przestań być samolubem i wybierz choć raz tą decyzję jaką podjęliśmy my wszyscy, a nie na przekór, bo może ci to nie wyjść na dobre! – Mam taką straszną ochotę jej odpyskować, lub przywalić w ten głupi łeb, ale jak zwykle boję się komuś sprzeciwić. Jestem taką szarą myszką. Poszłam bez słowa do swojego pokoju. Trzeba się zacząć pakować. Z jednej strony się cieszę, ale z drugiej serio nie chcę stąd wyjeżdżać. Ehh… To skomplikowane… Poszłam do swojego pokoju. Wyjęłam walizki i zaczęłam wkładać wszystkie moje ciuchy. Gdy skończyłam pakować ciuchy, które mi zajęły ze trzy wielkie walizki, to zaczęłam wyciągać rzeczy spod łóżka. Znalazłam 5 pudełek. W jednym były wszystkie albumy ze zdjęciami. W drugim… papierki po słodyczach, które zawsze chowałam przed mamą, żeby się nie domyśliła, że jadłam. W trzecim najróżniejsze zabawki. W czwartym puszki. Haha, pamiętam jak zawsze z nim zbierałam puszki żeby potem oddać na skup, że to jeszcze przetrwało. W piątym… w piątym jest pusto. A nie… Leżał jeden dzienniczek. Mój pamiętnik! Myślałam, że zostawiłam go w Littleton. Pamiętam jak płakałam, bo nie mogłam go nigdzie znaleźć. Już miałam go otworzyć żeby poczytać lecz nagle…

-Emily! Kolacja! – Co?! Kolacja?! O tej godzi… Dobra trochę mi czas zleciał. Zaczęłam się pakować o 13 chyba, a jest 20. No okej. Zeszłam na dół i wszyscy tam siedzieli, jakby moje rodzeństwo umiało zabijać wzrokiem już dawno bym zeszła.
-Emm… Mamo? – powiedziałam siadając przy stole.
-Tak kochanie?
-Kiedy my wyjeżdżamy?
-A co dzisiaj jest?
-Piątek.
-To czemu wy w szkole nie byliście?!
-Bo mamy wolne.
-Aha. Wyjeżdżamy w niedzielę o 9.
-Rano?
-Tak.
-Okej. – I reszta posiłku minęła w ciszy. Gdy skończyliśmy jeść poszłam pozmywać naczynia, bo dzisiaj moja kolej. Poszłam do łazienki. Po krótkim prysznicu poszłam do siebie i od razu zasnęłam.
 
Wstałam gdzieś o 10 i poszłam się ogarnąć. Założyłam czarną bokserkę i spódniczkę:
 
Zrobiłam lekki makijaż i zeszłam na śniadanie. Nie było połowy mebli. Wzięłam kanapkę z częściowo pustej kuchni i poszłam do siebie. Nie mogę uwierzyć, że już jutro się wyprowadzamy. Dzisiaj cały dzień będzie masakrycznie zalatany. Muszę wszystko popakować i co najważniejsze spotkać i pożegnać się z przyjaciółmi. Cholera, nie chcę stąd wyjeżdżać. Wzięłam wszystko i zaczęłam wrzucać do kartonów. Po jakichś 5 godzinach skończyłam. Była już 16:37. Podzwoniłam do znajomych i mamy się spotkać w kawiarni za pół godziny. Muszę im w ogóle powiedzieć najpierw, że wyjeżdżam. Wyszłam szybko z domu i wsiadłam do taksówki podając kierowcy adres. Wszyscy już byli. Wszyscy czyli: Mike, Lucy, Emma, Drake, Ashley i Igor. Ten ostatni jest Polakiem i przez 4 lata znajomości i tak nie umiem powiedzieć tego ‘r’. Przywitałam się ze wszystkimi i poszliśmy do jakiegoś stolika w kącie.
-Emily? – spytał Drake.
-Tak?
-Składasz zamówienie?
- Yyy… tak jasne. Poproszę mrożoną cafe moche. – Nawet nie zauważyłam jak ta kelnerka przyszła.
-Dobrze. Coś jeszcze?
-Nie dziękujemy. – odpowiedziałam.
-Emily, dlaczego jesteś taka smutna? – Spytała Lucy, a wszyscy nagle zaczęli się na mnie gapić.
-Bo… - I się zawiesiłam. Wiedziałam, że ta wiadomość ich zrani i to bardzo.
-Mów co ci leży. – dodała Emma.
-Bo ja się przeprowadzam do Littleton. – wyszeptałam lewie słyszalnie i poczułam jak parę łez poleciało po moim policzku.
-Co?! – krzyknęli wszyscy.
-Ale jak to?!
-Kiedy?
-Czemu nam wcześniej nie powiedziałaś?!
-Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi!
-Nie gadałaś z rodzicami, żeby zmienili zdanie?!
-Dość! – krzyknęłam już całą zapłakana, oni chyba dopiero teraz to zauważyli. I nie dziwię się, że się tak zachowują.
-Mi też nie jest łatwo. Gadałam z rodzicami i nie dali mi dojść do słowa. Wyjeżdżamy jutro o 9:00 rano. A nie powiedziałam wam wcześnie, bo sama się wczoraj dowiedziałam. – gdy skończyłam swój monolog. Dostałam sms-a od mamy, że mam wracać do domu.
-Muszę już iść do domu.
-Odprowadzimy cię.
-Nie musicie.
-Nie, ale chcemy. – powiedział stanowczo Igor i wyszliśmy z kawami na wynos. Specjalnie szliśmy na pieszo, do mnie do domu jedzie się samochodem z 20 minut, więc mieliśmy dużo czasu by pogadać, pożegnać się. Przez drogę gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Gdy doszliśmy była jakaś 20:15. Zaczęliśmy się żegnać. Wszyscy mnie przytulali i płakali.
-Będziemy za tobą tęsknić…
-Ja za wami też, ale obiecajcie mi, że nie stracimy kontaktu.
-Obiecujemy, a ty obiecaj, że będziesz nas odwiedzać.
-Jasne jak tylko będzie to możliwe, to jaka najczęściej. I wy mnie też. I nie zapomnijcie o mnie.
-Jak moglibyśmy? W źyciu.-Chodźcie mnie jeszcze raz przytulcie. – gdy już się ostatni raz pożegnaliśmy poszłam do domu. Byłam padnięta, choć nie wiem czy. Poszłam prosto do łazienki i po kąpieli, spać.


Mama mnie obudziła przed 7:00. Zbiegłam szybko jeszcze w piżamach na śniadanie. Gdy skończyłam jeść pobiegłam do łazienki się obrobić. Gdy wyszłam wzięłam tylko walizki i od razu pojechaliśmy na lotnisko. Nikt się do mnie nie odzywał. No oprócz mamy, która się pytała, czy na pewno wzięłam wszystko. Po 30 minutach drogi byliśmy na miejscu. Czekaliśmy trochę na odprawę. Nim się obejrzałam siedzieliśmy już w samolocie.   

Hejo! Cześć i czołem! Nie ma prologu. Nie mam do tego cierpliwości -.- Także od razu rozdział 1. Uprzedzam od razu, że wiek i lata w tym rozdziale mogły mi się pokićkać, bo tyle razy to zmieniałam, że mogłam coś pominąć. Także objaśnię jak to miało być: Emily ma 18 lat. Jane ma 15 lat. Do Chesire przeprowadzili się gdy Emily miała 13 lat. Co do tego pamiętnika, to zacznie go czytać w samolocie i next już będzie jako ten wpis w pamiętniku. W pamiętniku czas będzie 'startował' parę miesięcy przed przeprowadzką. Hmm... Co jeszcze? Aha! Wiem, że rozdział beznadziejny, ale nie wiedziałam jak go poprawić, bo pewna osoba nie skrytykowała go tylko powiedziała 'bardzo fajny' (tak, o tobie mowa Natalio :P). Choć ja tej osobie nie wierzę. Także jak za krótki, za mało opisów, za dużo błędów, czy coś, to pisać. Bo przynajmniej będę wiedziała co zmienić i się nie obrażę, ani nic z góry mówię. A i na drugim blogu nie wiem kiedy będzie rozdział, bo za grosz nie mam weny i nic wykombinować nie mogę. I postaram się od teraz komentować blogi, bo ostatnio nic nie komentowałam :/
Bardzo bym prosiła o komentarze :* :D
Pozdrawiam cieplutko <5
~Suza